Ford Mustang Mach E – wizja przyszłości czy profanacja legendy?
Ford pokazuje, że nie boi się ryzyka. Użycie legendarnej nazwy Mustang do elektrycznego SUV-a? Czy to nie jest o jeden krok za daleko? Rzeczywistość motoryzacyjna pokazuje, że żonglowanie znanymi nazwami ma dość długą tradycję, a ostatnim przykładem jest Mitsubishi Eclipse Cross, który z pięknego, sportowego coupe przeistoczył się w… hybrydowego SUV-a plug-in.
Ford Mustang Mach E podąża tą samą ścieżką. Wbrew pozorom jednak, ze słynnego pierwowzoru nie została jedynie nazwa – stylistyka wyraźnie nawiązuje do charakterystycznych rysów Mustanga Coupe. Widać to najbardziej po tylnych lampach, ustawionych w charakterystycznej formacji. Przód także, choć już w nieco mniejszym stopniu, czerpie z oryginalnego projektu.
Osiągi – charakterystyczny aspekt nowego konia w stajni Forda
Ford lubi chwalić się osiągami nowego Mustanga Mach E. Około 3,7 sekundy do setki robi wrażenie, lecz chyba nie tak duże, jak moment obrotowy – 860 niutonometrów. Spektakularne wyniki każą podejrzewać, że w grę wchodzą wysokiej jakości baterie. W istocie tak jest, dzięki czemu można mówić jeszcze o ponadprzeciętnym zasięgu na jednym ładowaniu – w przypadku elektrycznego Mustanga wynosi on niebagatelne 610 kilometrów dla baterii o pojemności 98 kWh. Posiadacze baterii 75 kWh mają możliwość pokonania do 450 kilometrów.
Idąc szlakiem Tesli
Podobnie jak to ma miejsce u Tesli, Ford udostępnia możliwość bezprzewodowych i automatycznych aktualizacji. Ułatwiają one korzystanie z pojazdu i poprawiają bezpieczeństwo – niejednokrotnie bowiem zdarzało się, że Tesla zdalnie usuwała niektóre usterki. Ford może podążyć tą samą drogą, w razie potrzeby zdalnie korygując wszelkie niedoskonałości.
Konkurencja z Teslą nie miałaby sensu, gdyby Mustang nie walczył w kategorii prestiżu i luksusowych aspektów. Wysoka jakość wykonania i świetne materiały już z miejsca deklasują konkurenta (Tesla nie słynie z najlepszego działu kontroli jakości), lecz gra toczy się także w kwestii nowoczesnego wyposażenia. Ciekawa jest aplikacja FordPass, pozwalająca na bezkluczykową obsługę, a także światła Full LED – element ten dopiero raczkuje w świecie motoryzacji. Najbardziej rzuca się jednak w oczy olbrzymi, niemal 16-calowy wyświetlacz. W jego dolnej części znajduje się pokrętło, pozwalające regulować poziom głośności lub zmieniać poszczególne opcje, w zależności od trybu.
Oprócz systemu FordPass, który amerykańska firma często promuje w materiałach prasowych, Mustang posiada także system E-Latch. Przyczyną posiadania tych dwóch systemów nie jest chęć bycia nowoczesnym (choć to na pewno też), lecz… konieczność. Elektryczny SUV nie posiada bowiem klamek. Do otwierania drzwi służy mały przycisk na słupku drzwi, odpowiednio podświetlony. Po zbliżeniu się do samochodu, system rozpozna telefon lub tradycyjny kluczyk.
Praktyczną zaletą braku silnika spalinowego jest fakt posiadania dwóch bagażników. Ten z przodu okazuje się zaskakująco praktyczny, głównie dzięki olbrzymiej bryle nadwozia Mustanga. Maksymalna pojemność przedniego bagażnika wynosi 81 litrów. Tylny bagażnik ma za to dość wysoko umieszczoną podłogę, wszystko przez konieczność pomieszczenia baterii. Kolejnym ograniczeniem jest ostro opadająca linia dachu, toteż w wielu przypadkach przedni bagażnik może okazać się nie tylko przyjemnym, lecz nawet koniecznym dodatkiem.
Czy nazwa Mustang pasuje do elektrycznego SUV-a? Ciężko powiedzieć, jednak wyodrębnienie osobnej linii modelowej każe podejrzewać, że nie jest to ostatni nowy model z legendarnym koniem na masce.